Obudziłam
się. Ból głowy zmniejszył się i mogłam się już ruszyć. Nagle
usłyszałam rozmowę:
- Na
co czekasz? Zabij tego wilka zanim się przemieni. Dobrze wiesz, że
z tym kolesiem nie ma żartów. - odezwał się niski męski głos.
- A
jeśli to nie on? Przecież słyszałeś, że jest w Australii. -
odpowiedział mu wyższy głos.
Czy
oni mówili o moim ojcu? Na razie wszystko wskazywało, że tak.
Muszę im powiedzieć, że jestem po ich stronie. Kto wie, może
wolfowie znajdą wśród tych ludzi sprzymierzeńców. Tylko
oczywiście był problem jak ja im to powiem? Przecież wilków nie
rozumieją, a odmienić się nie umiem. Postanowiłam, więc
spróbować napisać łapą na ziemi jakąś informację, że jestem
człowiekiem.
Podeszłam
do kupki ziemi,odgarnęłam łapą suche liście i gałęzie. Po
kilku długich minutach udało się mi nagryzmolić „JA CZŁOWIEK”.
Lecz po dłuższych zastanowieniu zmazałam napis. Przecież mój
ojciec też mógłby takie coś napisać.
Gdy
się tak głowiłam nad zdaniem ktoś zaszedł mnie od tyłu. Na
szczęście ułamana gałąź szybko mnie o tym poinformowała.
Szybko odskoczyłam na bok. Mężczyźni zbliżali się coraz
bardziej i bardziej... Ze strachu w końcu zaczęłam wyć.
W
tym momencie ludzie się zatrzymali.
- Czekaj,
czekaj to nie jest ten facet! Tamten nic nie gadał, był niemową.
- stwierdził ten pierwszy.
- Nooooo,
masz rację, ale ten wilk też nie jest jakiś normalny. Zwykłe
wilki są dwa razy mniejsze od tego. Może to wilkołak?
- Nie,
widzisz pełnie? No właśnie! A jeśli to rodzina faceta albo jego
szpiedzy? Zaraz pewnie nas podkablują. Ale lepiej poczekać za nim
zrobimy jakiś krok.
Ufff,
jaka to była ulga. Nic mi nie zrobią. Nagle w mojej głowie
usłyszałam głos Michajla: „Ola! Ola! Mam nadzieję, że mnie
słyszysz, bo mam tylko chwilę. Ci dwaj to Kordyliowie, kiedyś twój
ojciec zniszczył całą ich wioskę. Tylko oni zostali z tysiąca
mieszkańców. Od tego momentu szukają go po świecie chcąc go
odszukać i zniszczyć. Ale teraz przejdę do rzeczy: wyobraź siebie
jako człowieka, spróbuj (aż do skutku) powiedzieć coś w naszym
języku. Powinnaś po jakimś czasie stać się sobą.” Nie było
co się zastanawiać, w każdej chwili mogli odejść. Zaczęłam
przypominać sobie wszystkie moja wspomnienia w których
występowałam, zaraz po tym pomyślałam o pierwszym słowie jakie
wypowiedziałam. Ku mojemu zdumieniu futro zaczęło opadać, a
zamiast niego pojawiała się ludzka skóra. Czułam ulgę. Później
dopiero zamierzałam się martwić przemianą w wilka.
- Masz,
to jest kurtka Ulryka będzie ci w niej ciepło. Heh, nie patrz tak
na niego. On przeżyje bez niej. A tak poza tym ja mam na imię
Mikołaj. - to był ten który mówił niższym głosem.
- Chodź
z nami do ogniska, znajduje się ono tutaj niedaleko – zachęcił
miłym głosem Ulryk.
Z
wyglądu mogło się stwierdzić tylko tyle, że to byli bracia. Ten
pierwszy był chyba starszy od drugiego.
Bez
wahania wciągnęłam kurtkę i ruszyłam za mężczyznami. W oddali
nadal majaczyły mi dwie wieże, nie wiedziałam co one
przedstawiają, bo kształt miały trochę nietypowy. Mój rówieśnik
pewnie by powiedział, że to nie wieże lecz posągi. Więc co
świadczyło o tym, że wiedziałam o ich prawowitej nazwie? Widać,
dużo nie wiedziałam o sobie.
Przy
ognisku pasały się dwa konie. Jeden z nich podszedł do mnie i
położył mi łeb pod rękę, Hahaha! Chciał, żebym go głaskała!
Zachowanie konia mocno zdziwiło Kordyliowych. Podobno koń nigdy nie
ufał obcym. Hm, zawsze miałam rękę do koni,
Przy
ogniu było jasno i cieplutko, więc z przyjemnością ogrzałam
zmarznięte dłonie.
- Przepraszam,
nie przedstawiłam się: Ola, jestem wolfem. Przez przypadek
podsłuchałam panów rozmowę o tym, że poszukujecie mojego
ojca... też go szukam. Koledzy mówili mi, że powinnam wyruszyć w
drogę sama, ale widzę, że mój ojciec dużo wam zaszkodził. Może
będziecie mi towarzyszyć dalej? Ja zdobędę pewien skarb, wy
mojego tatę i będzie dobrze.
- Nie
żal ci tatusia? Cóż się dziwię, nikt z żywych go nienawidzi. W
końcu dużo zawinił. Ja z moim bratem jesteśmy Kordyliowymi i
pochodzimy z miasta które znajdowało się u stóp Kordylierów.
Niestety zostało one doszczętnie zniszczone przez NIEGO. Wybacz,
ale strata naszej rodziny bardzo boli i nie opowiemy ci o dniu
klęski. - zmieszany mówił Mikołaj.
- A
te wieże co znajdują się między tymi drzewami? Nie przypominają
one zwykłych wież. Wiecie o co chodzi z nimi? - spytałam
- To
tragiczna historia. Dwa tysiące lat temu...
I
tu zakańczam moją część. Mam nadzieję, że się wam podoba.
Oczywiście z góry przepraszam za wszystkie błędy, bo wszędzie mi
się one wkradają.
Może
wam się pewnie nie spodobać, że Aleksandra za szybko zaufała
chłopakom, cóż różne rzeczy się robi gdy jest się w lesie bez
nikogo kto ci pomoże. Miała szczęście, że na razie nie okazali
się dzieciobójcami ;-)
Bardzo ciekawe, szczególnie dalszy tok wydarzeń. To już nie uwaga do ciebie, tylko do nas wszystkich. Według mnie Nelka i Wolf są bardzo podobne...
OdpowiedzUsuńZgadzam się
UsuńCo do opowiadania to świetne! ;D Ja nie dostrzegam tego podobieństwa, nie wiem czemu. Chociaż jak by dokładniej pomyśleć to faktycznie...
OdpowiedzUsuńOj, chyba minęła mnie kolejka. To nic, do piątku na pewno napiszę kolejną cześć o Nelce. Przepraszam, że robię zamieszanie.
OdpowiedzUsuńWiele osób się mnie pytało czy jeszcze prowadzę ten blog. Odpowiadam jeszcze raz: TAK!!!!!!!!!!!!! Przepraszam, że nie zawsze komentuje ale czytam! Nie wykluczajcie mnie przez to :)
Nelkę i chyba Uroki też pisze aktualnie Fobos. Chyba nie ma sensu by jej to przerywać...
OdpowiedzUsuń